Wcale nie chcę być inną osobą, aż tak źle nie jest. I zdaję sobie
sprawę, że zwyczajnie, po ludzku, jako rzecze sławetny humanizm, jesteśmy
niedokończonym, ciągle trwającym projektem nas samych. Wątpliwości co do tego,
kim jesteśmy w danym momencie, jacy jesteśmy, i jak się to ma do naszych
oczekiwań, aspiracji, założeń, są z nami zespolone. Tylko jak w tym wszystkim
nie zgubić radości z bycia tu i teraz? Jak zaakceptować swoje niedoskonałości i
polubić siebie, siebie codziennego, zwykłego, z podkrążonymi oczami, z
przebarwieniami na twarzy, z brakiem elokwencji? I jak, mimo iż nam ciasno i
nieswojo we własnej skórze, nie patrzeć wciąż w lustro, nie analizować, nie
zabijać się negatywnymi myślami, bo przecież obiad, projekt sam się nie zrobi, mieszkanie
nie posprząta, a rodzina czy praca, czyli WAŻNE SPRAWY, nie
poczekają.
Przyglądam się kolejnym
ludziom, oferującym recepty na samoakceptację, na rozwijanie ducha, na lepsze live.
Bije od nich optymizm, czyli chyba wierzą w to, co proponują, o czym opowiadają.
Hmm. Ok. Zazdroszczę im tego, że potrafią skupić się na tym, czego wymaga od
nich chwila bieżąca. Moje myśli ciągle gdzieś uciekają, i choćbym robiła
najzwyklejszą rzecz pod słońcem, w głowie kiełkuje milion innych możliwości. Ciągle
za mało, ciągle nie tak, we wszystkim jestem i nie ma mnie w niczym, zapalam
się, bo przecież mi zależy, aby wykonać coś dobrze, i gasnę nagle, bo to takie
marne wśród całej różnorodności, którą oferuje istnienie. Przygniata mnie ta
myśl. A naprawdę nie chcę już tych urojonych ciężarów egzystencjalizmu, czuję
się na to za stara i, jakby to powiedzieć, strywializowana, pokonana przez
konieczności.
Długo nie chciałam
przyglądać się swoim myślom. Gdzieś przeważyło przekonanie, że są moim wrogiem,
balastem, który nie pozwala pójść dalej. Jednak okazało się, że czuję się bez
tego samotna i zagubiona, że narasta we mnie napięcie, podskórne mrowienie
staje się nie do zniesienia. Może uda mi się odnaleźć. Nie wiem. Może raz
jeszcze pogadam sama ze sobą, przecież od rozmowy czasem zaczynają się całkiem
dobre rzeczy.
To dobry dzień, bo miałam
dla siebie choć tych kilka chwil, by ubrać myśli w słowa. To już coś. Spróbuję
skupiać się na takich drobiazgach i zbudować z nich moje małe pocieszajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz