Jak to jest być z kimś, zupełnie obok, w pobliżu, ale nie razem i nie
wspólnie? Jak to jest, że mówię, wyjaśniam, zapalam się na chwilę, być może tym
razem znalazłam odpowiednie słowa? Lecz nie, rozerwał się worek sensów i drobne
kuleczki rozbiły się o podłogę, nim osiągnęły cel. I słyszysz te same
argumenty, i zapadasz się w sobie coraz bardziej, bo nie widzisz już nic, na
czym można się oprzeć, podtrzymać wiarę, że coś przecież zbudowaliście… Jak to
jest, kiedy staje się to rutyną i nie masz już nawet sil otwierać ust? Nie
wiem. Nie mam pojęcia. Zupełnie.
„Przejście” Pajtim
Statovci, nie wiem nawet jak odmienić to nazwisko, może nie będę próbować, to
pozycja, którą właśnie skończyłam czytać. Powiem tak, dawno nic mnie tak nie
poruszyło. To po prostu bardzo dobra książka. Pod względem fabularnym jest
wciągającą historią dwóch młodych ludzi, którzy uciekają z domu i ojczyzny,
próbując znaleźć lepsze dla siebie miejsce do życia. Przemierzają europejskie
kraje, doświadczając kolejnych perypetii i nigdzie nie czują się mile widziani
ani „u siebie”. Tematyka uniwersalna i pouczająca, bo chłopcy szukają również
siebie i swojej tożsamości, porzucając swą narodowość ze wstrętem, jednocześnie
zmagają się z tym zakorzenionym głęboko w ich sercach „balastem”. Jeden z
przyjaciół jest też osobą transpłciową i chyba pragnie akceptacji, choć jego
zachowania wobec innych bywają destrukcyjne i okrutne. Stylistycznie – wysoka
próba. Język konkretny i poetycki jednocześnie, sprawnie wplecione symboliczne
opowieści, sny, refleksje dotyczące subtelnych drobinek, wypełniających przestrzeń
między dwojgiem ludzi. Polecam gorąco.
Niedziela. Upał.
Przeziębienie, choć chyba najgorsze już za mną. I myśl, że muszę walczyć o
siebie, bo uduszę się w tym „światku”, który mnie spotkał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz