Oddychaj – mówię sobie. To po pierwsze. Wdech, wydech, przecież
potrafisz, tyle wystarczy, by przetrwać najbliższe minuty. Najlepiej skup się
na tym, by przegonić nadmiar myśli. Za chwilę nie będzie trzeba nawet wytężać
umysłu, zaskoczy i odpłyniesz na fali spokoju. Nagłe olśnienie, że można zdjąć
ten balast z barków, że konieczności nie ściskają ci skroni bezlitosnym
imadłem, jest tak dobrze, łagodnie, bezchmurnie… I znów panika, bo gruba lina
ściąga twą świadomość do tego trywialnego „tu i teraz”. Ech.
Wczoraj usłyszałam, że
jednak potrzebna operacja. Aaa, ok., rozumiem, trzeba to trzeba. I dziwię się
tylko, że to również jest nierzeczywiste. W tej chwili mam ograniczony kontakt nawet
z samą sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz