środa, 30 czerwca 2021

Paranoje

 

Poczucie zagrożenia i tłumienie krzyku, który więźnie w gardle. Naprawdę nie wiem, czy innym udziela się podobna paranoja. Zapewne tak. Odkąd zamknęliśmy się w domach w obawie przed tym niewidzialnym „czymś” nawet spacer lub zakupy stają się walką z ludźmi, którzy jawią się jako zagrożenie, wrogowie, masa przyciskająca nas do ściany. Ale walczymy przede wszystkim ze sobą, z lękiem, własną psychiką, bo przecież nagle zrobiło się tak ciasno, groźnie, musimy szybko i sprawnie, bo inaczej nie wiadomo co może się stać…

Uff. Nie jest dobrze. Diagnozuję u siebie nerwowość i irracjonalny pośpiech. Ale tu nałożyło się kilka aspektów, bo trzeba tyyyle zrobić, póki synek śpi, albo chociaż zrobić cokolwiek, bo to zawsze coś. Nie łatwo mi przejść nad tym do porządku, wypracować mechanizmy sprzyjające zdrowiu psychicznemu, oj nie łatwo. A najgorsze, że sama siebie przestaję lubić. A tak na dłuższą metę nie może być, więc próbuję raz jeszcze zdefiniować ogrom wszystkiego na nowo, przełknąć wielką gulę w gardle i… żyć.


czwartek, 24 czerwca 2021

Poza mną...

 

          Oddychaj – mówię sobie. To po pierwsze. Wdech, wydech, przecież potrafisz, tyle wystarczy, by przetrwać najbliższe minuty. Najlepiej skup się na tym, by przegonić nadmiar myśli. Za chwilę nie będzie trzeba nawet wytężać umysłu, zaskoczy i odpłyniesz na fali spokoju. Nagłe olśnienie, że można zdjąć ten balast z barków, że konieczności nie ściskają ci skroni bezlitosnym imadłem, jest tak dobrze, łagodnie, bezchmurnie… I znów panika, bo gruba lina ściąga twą świadomość do tego trywialnego „tu i teraz”. Ech.

            Wczoraj usłyszałam, że jednak potrzebna operacja. Aaa, ok., rozumiem, trzeba to trzeba. I dziwię się tylko, że to również jest nierzeczywiste. W tej chwili mam ograniczony kontakt nawet z samą sobą.


wtorek, 22 czerwca 2021

Posmak czerwca

 

I jakoś tak obok znów przechodzi słodko – kwaśny czerwiec. Nie pytam, gdzie idzie, czy zostawia na zawsze posmak truskawkowego nieba. Uśmiech i skóra pachnąca samą sobą, tylko to mi się marzy. Firanka unosi się lekko, otula pejzaż zalotnie. Prawie umiem się skupić na tym fakcie, lecz po co. Przemija chwila bez sensu i tak właśnie jest teraz najlepiej.

 


poniedziałek, 21 czerwca 2021

Do krwi...

 

        Zapominam dni. Przyglądam się latom. Osób, które były mi bliskie już nie ma, bo mają swoje sprawy i nie przystaną w biegu na chwilę rozmowy. Niezręcznie tak jakoś powiedzieć prawdę o sobie i pokazać, że ja ciebie takiego pamiętam i wiem, że też nie znajdujesz słów, by nazwać to, co się z nami stało. Jacy śmieszni jesteśmy, kiedy staramy się nie ośmieszyć. Bo przecież tęsknoty i to, co teraz czujemy, nie jest warte zatrzymania się w pędzie. Mkniemy do przodu, zjadamy kolejne tygodnie, obchodzą nas rachunki i sprawy. Byle do piątku, byle do wakacji, byle do wiosny, i tak jakoś kurczymy się w sobie, zagryzamy wargi. Do krwi.


niedziela, 20 czerwca 2021

To za mało...

 

              Jak to jest być z kimś, zupełnie obok, w pobliżu, ale nie razem i nie wspólnie? Jak to jest, że mówię, wyjaśniam, zapalam się na chwilę, być może tym razem znalazłam odpowiednie słowa? Lecz nie, rozerwał się worek sensów i drobne kuleczki rozbiły się o podłogę, nim osiągnęły cel. I słyszysz te same argumenty, i zapadasz się w sobie coraz bardziej, bo nie widzisz już nic, na czym można się oprzeć, podtrzymać wiarę, że coś przecież zbudowaliście… Jak to jest, kiedy staje się to rutyną i nie masz już nawet sil otwierać ust? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Zupełnie.

            „Przejście” Pajtim Statovci, nie wiem nawet jak odmienić to nazwisko, może nie będę próbować, to pozycja, którą właśnie skończyłam czytać. Powiem tak, dawno nic mnie tak nie poruszyło. To po prostu bardzo dobra książka. Pod względem fabularnym jest wciągającą historią dwóch młodych ludzi, którzy uciekają z domu i ojczyzny, próbując znaleźć lepsze dla siebie miejsce do życia. Przemierzają europejskie kraje, doświadczając kolejnych perypetii i nigdzie nie czują się mile widziani ani „u siebie”. Tematyka uniwersalna i pouczająca, bo chłopcy szukają również siebie i swojej tożsamości, porzucając swą narodowość ze wstrętem, jednocześnie zmagają się z tym zakorzenionym głęboko w ich sercach „balastem”. Jeden z przyjaciół jest też osobą transpłciową i chyba pragnie akceptacji, choć jego zachowania wobec innych bywają destrukcyjne i okrutne. Stylistycznie – wysoka próba. Język konkretny i poetycki jednocześnie, sprawnie wplecione symboliczne opowieści, sny, refleksje dotyczące subtelnych drobinek, wypełniających przestrzeń między dwojgiem ludzi. Polecam gorąco.

            Niedziela. Upał. Przeziębienie, choć chyba najgorsze już za mną. I myśl, że muszę walczyć o siebie, bo uduszę się w tym „światku”, który mnie spotkał.


sobota, 19 czerwca 2021

Nowe szlaki


Dziecko zasnęło, leży teraz spokojnie i śni o sobie tylko wiadomych abstrakcjach. Jego kilkumiesięczna percepcja intuicyjnie obejmuje kilka konkretów, na których zawiesza i buduje kolejne doświadczenia. Tak to rozumiem. Albo właśnie nie rozumiem. Staram się pojąć.

            Nie od razu zalała mnie fala gorących rodzicielskich uczuć. Te emocje przychodziły stopniowo. Nadal przychodzą. Dokładnie tak, jak się tego po sobie spodziewałam. I nie ma co ukrywać, że ciągłe marudzenie i płacz potrafią doprowadzić mnie do szału, a uśmiech i przytulenie wywołują radość, jaką nie da się z niczym porównać.

            Wiele razy zastanawiałam się, jak pisać o macierzyństwie. Tyle pięknych słów stworzyli artyści doświadczając tego przywileju. Z pewnością nic lepszego, mądrzejszego, bardziej odkrywczego nie przyjdzie mi do głowy. Nie szkodzi, chyba to w ogóle nie szkodzi. Zdaje się, że to nie o to chodzi, bo wszystko co najważniejsze nie mieści się w formie, w słowie, w czymkolwiek, co da się przekazać drugiemu człowiekowi.

            Warczą mi za oknem remonty, ciągle jakieś „ale” niepozwalające zatrzymać się i zrobić głęboki wdech, ale cóż, nie ma prostych dróg i rozwiązań. Ciągle liczę, że codzienność stanie się łatwiejsza, że mnogość czynności do wykonania przestanie rozrywać mnie na kawałki. I tak jakoś czuję… niedoczekanie moje. Nauczę się w tym pływać, lub choćby być niesiona z nurtem? Bo przecież nie utonę, o nie, nie ja pierwsza przecieram nieznane sobie szlaki bycia mamą. Dam radę.


 

piątek, 18 czerwca 2021

Pocieszajki

 

Wcale nie chcę być inną osobą, aż tak źle nie jest. I zdaję sobie sprawę, że zwyczajnie, po ludzku, jako rzecze sławetny humanizm, jesteśmy niedokończonym, ciągle trwającym projektem nas samych. Wątpliwości co do tego, kim jesteśmy w danym momencie, jacy jesteśmy, i jak się to ma do naszych oczekiwań, aspiracji, założeń, są z nami zespolone. Tylko jak w tym wszystkim nie zgubić radości z bycia tu i teraz? Jak zaakceptować swoje niedoskonałości i polubić siebie, siebie codziennego, zwykłego, z podkrążonymi oczami, z przebarwieniami na twarzy, z brakiem elokwencji? I jak, mimo iż nam ciasno i nieswojo we własnej skórze, nie patrzeć wciąż w lustro, nie analizować, nie zabijać się negatywnymi myślami, bo przecież obiad, projekt sam się nie zrobi, mieszkanie nie posprząta, a rodzina czy praca, czyli WAŻNE SPRAWY, nie poczekają.

            Przyglądam się kolejnym ludziom, oferującym recepty na samoakceptację, na rozwijanie ducha, na lepsze live. Bije od nich optymizm, czyli chyba wierzą w to, co proponują, o czym opowiadają. Hmm. Ok. Zazdroszczę im tego, że potrafią skupić się na tym, czego wymaga od nich chwila bieżąca. Moje myśli ciągle gdzieś uciekają, i choćbym robiła najzwyklejszą rzecz pod słońcem, w głowie kiełkuje milion innych możliwości. Ciągle za mało, ciągle nie tak, we wszystkim jestem i nie ma mnie w niczym, zapalam się, bo przecież mi zależy, aby wykonać coś dobrze, i gasnę nagle, bo to takie marne wśród całej różnorodności, którą oferuje istnienie. Przygniata mnie ta myśl. A naprawdę nie chcę już tych urojonych ciężarów egzystencjalizmu, czuję się na to za stara i, jakby to powiedzieć, strywializowana, pokonana przez konieczności.

            Długo nie chciałam przyglądać się swoim myślom. Gdzieś przeważyło przekonanie, że są moim wrogiem, balastem, który nie pozwala pójść dalej. Jednak okazało się, że czuję się bez tego samotna i zagubiona, że narasta we mnie napięcie, podskórne mrowienie staje się nie do zniesienia. Może uda mi się odnaleźć. Nie wiem. Może raz jeszcze pogadam sama ze sobą, przecież od rozmowy czasem zaczynają się całkiem dobre rzeczy.

            To dobry dzień, bo miałam dla siebie choć tych kilka chwil, by ubrać myśli w słowa. To już coś. Spróbuję skupiać się na takich drobiazgach i zbudować z nich moje małe pocieszajki.