czwartek, 9 grudnia 2021

Słowa, słowa, słowa...


    Nie jestem pierwszą osobą, której zamierzenia przeciekają przez palce razem z czasem. Chyba więc nie warto się samobiczować z tego powodu. Prawda, że każdy ma jakieś tam swoje priorytety i zapewne własnie je wybiera. Chciałabym bywać tu częściej i systematyczniej, choćby po to, by myśli nadać kształt i poukładać w odpowiednie, albo nieodpowiednie półeczki, i dlatego, bo lubię, gdy słowa mnie prowadzą, często w zaskakujące miejsca. 

    Słowa mają w sobie moc. Kiedy przyjrzeć się im z bliska, można się zadziwić, odnaleźć w nich magię i twórczą, sprawczą siłę. No banał, ale nie szkodzi. Słucham słów, zastanawiam się nad nimi, wczytuję się w nie, rozgryzam, ciumkam, hmm, mniam i fe. Są takie, które pozwalają przetrwać zły moment, są takie, które odbierają siły. I takie, w których czai się coś absolutnie niezwykłego, nienamacalnego, niedookreślonego, niby przeczucie i drogowskaz. Można chwycić się konceptu i lecieć gdzieś, gdziekolwiek. I tego właśnie potrzebuję. Zwyczajnie potrzebuję odrobiny niezwykłości w każdym kolejnym zwyczajnym dniu.