poniedziałek, 27 marca 2017

Poziom abstrakcji


Ten artysta zrobił oszałamiającą karierę. I to w bardzo krótkim czasie. Przebojem wbił się na salony. Wszyscy znawcy się nim zachwycali. Jego dzieła – instalacje elektroniczne – niby obrazy wściekłej rozpaczy – nagrania przerażonych osób, próbujących desperacko porozumieć się z oglądającymi – robiły piorunujące wrażenie. Modelki waliły zapamiętale w szklane ekrany, zupełnie jakby chciały się z nich wydostać. Dźwięk był wyłączony, ale ruchy ust, napięcie twarzy, wyraźnie świadczyły, jak bardzo chcieli być usłyszani.
„Abstrakcjonizm najwyższych lotów” - podkreślały pisma branżowe.
 

środa, 22 marca 2017

King by się uśmiał


- Złaź z drogi, ty cholerny idioto – usłyszał nagle. Natychmiast dotarły do niego wysokie dźwięki wściekle naciskanego klaksonu. – Ślepy jesteś? – wrzeszczał kierowca półciężarówki. Jared pospiesznie czmychnął w stronę chodnika.
Było za zimno na poważne zmartwienia. Rozchodził nowe buty, człapiąc w zamyśleniu przez miasto. Nie zważając na ruch uliczny, szedł przed siebie w poszukiwaniu rozwiązania.
- Nie wiem, co mam jej powiedzieć? Że się rozmyśliłem? Przecież mnie wyśmieje. Ona nigdy się nie waha.
Bał się wrócić do domu. Przecież ona ciągle tam była. Była i czekała na niego. Na jego decyzję, którą właściwie podjęła już wcześniej. A więc na jego zgodę. Przełknął ślinę, gdy uświadomił sobie, że stał się ruchomą marionetką w jej rękach.
- Marionetka w rękach lalki – zaśmiał się pod nosem na tę niedorzeczność.
Pełen wątpliwości zwrócił się w stronę swego domostwa. Nie miał wyjścia. Ale przecież musiał wrócić i zmierzyć się z tym, co go czekało.
Od drzwi wejściowych czuć było dziwną woń, niby spalone kwiaty, popiół, zioła. Nie wiedział, co to mogło być. Światło słoneczne ledwie przebijało się przez zaciągnięte zasłony, przez co wnętrze wypełniał półmrok.
- Hej, jesteś tu? – zapytał ostrożnie. Przecież nie wyniosła się do innego hrabstwa – udzielił sobie w myśli odpowiedzi. Nie odejdzie tak łatwo. Najpierw musi zrobić to, co obiecał. Zdjął kurtkę cichutko i powiesił w przedpokoju. Niepewnie wkroczył do salonu, w którym nic się nie zmieniło od jego wyjścia. Rodzice wciąż zapatrzeni byli w ekran migoczącego telewizora. W ich szklanych oczach odbijały się kolorowe paski, a z ust ściekały stróżki śliny.
- Mamo? – spróbował raz jeszcze potrząsnąć matką, ale nadal nie reagowała. Poruszyła się jedynie sztywno pod naciskiem jego ręki, a jej ciało wydało delikatne skrzypienie. Na dywan poleciało kilka wiórów.
- Już się zaczyna – pomyślał Jared.
Na ojczyma nawet nie spojrzał. Nigdy za nim nie przepadał, chociaż w gruncie rzeczy nie był do niego wrogo nastawiony. Podejrzewał, że Tom był w tym samym stanie, co jego żona i to mu wystarczało.
Wziął głęboki oddech, nim zdecydował się pójść na górę.
Czekała na niego. Jej nieruchoma, alabastrowa twarz zwrócona była wprost na drzwi do pokoju Jodi. Martwe źrenice zdawały się wcale nie skupiać światła, lecz był pewien, że go widzi. Mało tego, zna każdy jego ruch, każdą myśl i wątpliwość.
- Jestem już – poinformował.
Podniosła się z fotela powoli. Miał wrażenie, że znów rośnie na jego oczach. Zrobiła kilka kroków naprzód, a on nie mógł nie dostrzec, że ruchy lalki stawały się coraz bardziej płynne, coraz bardziej ludzkie. Gdy była już dostatecznie blisko, zatrzymała się i podniosła swe połyskujące ramię do góry. Stała tak przez moment, a potem szybkim gestem wyjęła z oczodołu okrągłe szkiełko i rzuciła je na podłogę ze wstrętem. Z powstałej dziury patrzyło na niego żywe oko. A jednak Jodi tam była.

 

poniedziałek, 20 marca 2017

Bezcenne przymioty "pisarza"


- Przecież to kompletnie bez sensu – załamywała ręce Matylda. – Nie mam pomysłu, nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy – biadoliła przy komputerze. – Cholera jasna, jestem beznadziejna. Kto chciałby to przeczytać?
Kolejny dzień, taki jak zawsze. Dzień niemocy twórczej, zniechęcenia i nerwówki. Matylda, choć przeczuwała, że nic nie napisze przez weekend, nie potrafiła oderwać myśli od całej pisarskiej otoczki – czytania poradników, wyobrażania sobie siebie, jako literata z prawdziwego zdarzenia, wracania do starych utworów, lepszych i gorszych – słowem – całego bałaganu, który odzwierciedlał jej stan umysłu.


 
Michał wpadł po południu. Bez uprzedzenia. Nie zadzwonił wcześniej, by zapytać, czy nie jest zajęta. Miał przecież swój pogląd na jej zmagania – wszak po Biblii nie napisano niczego godnego uwagi. Dlatego wolał oglądać mecze piłkarskie i transmisje skoków narciarskich. Właśnie kończył się sezon na te drugie – o czym poinformował Matyldę od drzwi.
- A co mnie to, kurwa, obchodzi? Po cholerę mi to mówisz? A w ogóle, to nie masz telefonu? – ciskała gromy, bo przed chwilą zaświtała jej do głowy pewna myśl, mniej bezbarwna niż poprzednie, i uczepiła się jej z desperacją. Wiedziała już, że pierzchła, dlatego miała ochotę mordować.
- Sama też nie dzwoniłaś – wyjąkał trochę zbity z tropu.
- Widocznie nie miałam takiej potrzeby – poinformowała z wyższością atakującego. Tak naprawdę cały czas była świadoma tego, że jest po prostu wredna, ale musiała się wyżyć. Padło na niego. Bo wszedł, jak do siebie, do świątyni zniszczenia, która powinna być świątynią natchnienia.
- To może lepiej, jak sobie pójdę? – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Może – syknęła. – I szanuj mój czas – walnęła z satysfakcją, za którą kryły się wyrzuty sumienia.
Oczywiście zadzwoniła po dwudziestu minutach, ze szczerymi przeprosinami. Zdawała sobie sprawę, że jej pisanina nie jest tego warta, nawet, jeśli wciąż nie potrafiła się z tym pogodzić.
Nie odebrał.
- Obraził się? No trudno. Przejdzie mu, jak wiele razy wcześniej. Mam nadzieję – zawahała się. – Czasem trudno zrozumieć, co jest w życiu ważne. A jakkolwiek pojęty sukces nie uznaje niezdecydowania.
Następnego dnia powstał ten kiepskiej jakości tekst o pisaniu.
 

niedziela, 19 marca 2017

Człowiek na jeden dzień


Wchodził w ciało ostrożnie, szukał wyraźnych granic, rozlokowywał się z uwagą, by nie naruszyć żadnej ważnej tkanki, organu, żyły. Stawał się żywy i namacalny, przekraczał wymiar, z którego trudno było się wydostać. Miał tę świadomość. To był rodzaj doświadczenia, sprawdzianu, jaki pozwalał na dostąpienie wtajemniczenia. Naraz zalała go fala gorąca, paniki, gdy arterie pobudziły pracę serca, jego serca. Miał je w tej chwili na własność, choć nie miał jeszcze pojęcia, po co. Nie znał celowości tych wszystkich zabiegów, procesów, które działy się w organizmie. Skurcze jelit, powiększanie się i zmniejszanie płuc przy każdym wdechu, mimowolne ruchy gałek ocznych, ślinianki wydzielające wilgotną, przezroczystą maź wypełniającą usta. Był obciążony cielesnością.