środa, 29 lutego 2012

Jeden krok w przód

Nieco słońca dziś przedziera się przez szarość. Czyli, że utytłane wszędobylskim błockiem buty rzucają się bardziej w oczy, oczywiście jako brudne buty, nie buty w ogóle. Ale nie tylko to oznacza zmiana aury, nie jestem aż taką defetystką, nie.

I tak zmięta po zimie - ja - dopasowuję się rodzajem zagnieceń do ogólnych, wiosennych trędów. No może nie wszystkich. Coś tam jednak drga w sercu, głowie, tej drugiej połowie, którą łowię, acz czy złowię, to się dowiem, jak się dowiem.



Za to chęć zmian pojawia się jak zawsze o tej porze roku. No to też pobiegło się tu i tam po prośbie o takie a takie stanowisko pracy. Wystarczy już lenistwa i nieodpłtnych zajęć, związanych głównie z ulubionym pisaniem. Zapisałam się też na kurs prawa jazdy - który przez parę lat urósł w moich oczach do niebosiężnych rozmiarów góry - nie do zdobycia. Ale mam zamiar spróbować i dopiero z taką wiedzą powtarzać kolejne zastrzeżenia i usprawiedliwienia. A może nie będę musiała?

A swoją drogą - wszystkie jesteście takie niepraktyczne jak ja? Pytam piszące i czytające dziewczyny? Bo już nie wiem, czy ze mnie jakiś dinozaur, raptor, triceratops? Ja nawet z dokładnym sprzątaniem mam problem, gotuję jak gotuję, z oderwanym guzikiem mogę chodzić miesiąc jak z odznaką szeryfa. I tak ze wszystkim. Ech, po co się przyznaję... No pewnie dlatego, że ktoś mi poradził samoakceptację, bo łatwiej, bo odpowiedzialniej, szczęśliwiej. Nie da się tego zignorować. Ojoj.

1 komentarz:

  1. Ano niech będzie - zostałam sama ze sobą i z tym oderwanym guzikiem. Trza by może jednak przyszyć...

    OdpowiedzUsuń