Ona
Czasem witam słońce, lubię wyciągać do niego ręce, czuć jego ciepło na twarzy, połykać blask, mieć nadzieję, że go trochę w siebie wchłonę.
Jestem letnią burzą. Oświetlam niebo gromami, przynoszę deszcz, zostawiam wstęgę tęczy. Nie spotkamy się chyba dziś ani jutro, jesienny wiatr niesie ten rodzaj smutku, który dławi mi gardło.
On
Więc zatańcz z słońcem na wietrze
na tęczowym moście.
Ona
Nie przepadam za taką jaskrawością chwil, gdzieś na granicy cienia będę błądzić, wychylać się
raz w jedną, raz w druga stronę.
On
Chcesz mnie a jednocześnie
odrzucasz... to nas zabije...
Ona
Zapewniam Cię, nie tylko to, nie tylko
to.
On
Więc co jeszcze?
Ona
Co nas zabija? Dekadenckie wątpliwości,
a prócz tego zwyczajna, (bez)namiętna rzeczywistość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz