wtorek, 15 października 2013

Chroniczny stan nieobecności


Tamte wspomnienia wyciąga dziś niby z dna studni. Choć wyraźnie na pewien subiektywny sposób, stały się płowe i nijakie w odniesieniu do wszystkiego, co bezpośrednio nie dotyczyło jej samej. Były niczym sen, który śniła półprzytomnie, z wyrzutem do świata utkanym na kształt cichego jęku.

Tego dnia była mniejsza niż zwykle. Skurczyła się jeszcze bardziej, jak zawsze, gdy robiła coś wbrew sobie, a tak po prawdzie, sama musiała to przed sobą przyznać, gdy się czegoś bała. Postanowiła, że zmierzy się z tym lękiem, przecież nie miała już dwunastu lat, była młodą kobietą, od której oczekiwano jednak zachowania pewnych form. Skoro więc trzeba było powiedzieć kilka słów o mikrofonu, nie wypadało odmówić.

Niewiele do niej docierało nim przyszła jej kolej. Próbowała ułożyć w głowie parę sensownych zdań, choć domyślała się, że gdy stanie przed zebranym tłumem, żadne z nich nie przyjdzie jej z pomocą. Nerwowo obchodziła własne myśli, co kilka chwil przywracana jawie przez wymuszone oklaski. Podnosiła wtedy ręce, łączyła się w zachwycie z innymi i kwitowała to zawstydzonym uśmiechem. W pewnym momencie uzmysłowiła sobie, że prawie cały czas nerwowo macha nogą. To było dla niej dość typowe, ale akurat w tym miejscu, wśród tych ludzi, nie chciała wyglądać na wystraszoną małolatę, która ciągle się wierci, jakby chciała jak najszybciej uciec. Postarała się opanować na tyle, na ile to możliwe. Jej niedawnym odkryciem było akceptowanie swoich słabości, nie było więc sensu oczekiwanie od siebie niemożliwego. Już nie. Gdzieś poza nią przecież odgrywał się ten spektakl zamaskowanych układnością twarzy. Tak to widziała i celebrowała w duszy tę nieprzystawalność.
 
 
Z pewnością chybotała się trochę w niewygodnych, czerwonych szpilkach, z pewnością wzrok miała nieco nieobecny i obcy. Czytała płynnie, modulowała głos pogłębiony złowrogo przez głośniki, znała te słowa, wiele z tych słów, które wymawiała wprawnie, ale gdy jakiś cień zza okna padł na kartkę, i tak nie śmiała się poruszyć. Kiedy zerwały się brawa, była zaskoczona. Naprawdę zdumiona. Dziwił ją fakt, że wywołała u publiczności taką reakcję. Taką czy inną, w ogóle jakąkolwiek. Przecież jej tam wcale nie było. Nie wyszła nawet z domu, nie założyła tej nowej sukienki w kwiaty, nie umalowała ust, nie zrobiła kroku. A więc rozdwoiła się w sobie? Znów? To jednak nie takie straszne, pomyślała, być dwiema, trzema, kilkunastoma istotami naraz. Lustrzane odbicie jej twarzy obdarowało ją pogodnym uśmiechem. Wiedziała, że nigdy nie będzie już sama. Jeszcze urośnie, zobaczycie.

8 komentarzy:

  1. wypadałoby coś napisać

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Coś" wypadałoby napisać... Tak, być może wypadałoby...

      Usuń
  2. Przecież to jasne! :)
    Należysz do Klanu Papierowych Kulek. Wiele z nich ma Kopie Zapasowe, które odwalają czarną robotę przed mikrofonem, żeby można było zostać w domu, posiedzieć na parapecie i poobserwować świat z bezpiecznego miejsca...:)

    Widzę to rośnięcie tutaj i tam niżej...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klan Papierowych Kulek powiadasz? Ładnie nazwane. I wiele wyjaśnia;) Dzięki Emmo, również za to, że jakieś minimalne wzrastanie u mnie dostrzegasz. Może i mnie się uda?

      Usuń
  3. w końcu poczytałem sobie trochę "lusterek" i widzę, że jesteś spod znaku osobowości "ciemnej równi pochyłej" ;), wyczytałem także, iż: piszesz, ale masz marzenia: tworzyć. nie wiem, czy to, co w tym poście - zdarzyło się naprawdę, ale to jest jak dla mnie ciekawe miejsce.

    ...więc już napisałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzyło się, owszem. Właściwie niedawno. I do tej pory odbija mi się mentalną czkawką. Więc już napisałeś... prawda to, wszystko prawda, prócz literackich interpretacji i zwykłych kłamstw ;) Dzięki za poczytanie. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem. Właśnie trudno mi to ocenić. Ale już sam fakt zastanawiania się... ;)

      Usuń