środa, 4 lipca 2012

Pustkowie

Zbieram myśli porozrzucane po podłodze, zadeptane brudnymi stopami, które wielokrotnie odmierzały długości i szrokości tego miejsca. Są lepkie, a mimo to znów wypadają z rąk, niecierliwią się próbami ogarnięcia ich złożonej natury. Próbuję wciąż od nowa oswoić się z ich obecnością, a jednak po raz kolejny kaleczę wnętrze dłoni, usta, język.



Taka sama, inna co chwilę, kręcę się wkoło, brodzę po kostki w zaprzeczeniach, ich lichocie i wstydzie. Skąd pochodzi ten lęk, który rozgościł się w mym domu pośrodku pustkowia?

2 komentarze:

  1. Bo chyba ten lęk pochodzi z wnętrza Nas samych, zadomowiony gdzieś w środku, ukryty, uwalnia się gdy coś, najmniejsza nawet cząstka Nas odczuwa niepokój. Czasem może warto pozwolić tym rozsypanym myślą uciec i po prostu nie zbierać ich z tej że podłogi(?) pozwolić oczyścić siebie a wtedy znajdzie się miejsce na nowe myśli, spokój i lęk zniknie sam. Prędzej czy później na pewno :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra rada, zrobić miejsce na nowe myśli, wyrzucając stare. Zaniechanie tych znjomych, powracjacych motywów egzystencji. Tylko co, jeśli strach przed wewnętrzną przemianą nie pozwala wyzbyć się tego, co przez lata składało się na takich nas, na których sumowały się i nadzieje i lęki właśnie? Tak sobie gdybam...

      Usuń