środa, 11 lipca 2012

Natchnienie


Patrzy Matka Gertruda na święty obraz z namaszczeniem takim, jakie tylko w sobie zadzierzgnąć potrafi, jak lilia wodna unosi się do góry, wprost w słońce spogląda, oddaje się fali natchnienia, cicho, cichuteńko, kwili wraz ze swą duszą, białym zwierciadłem lat pobożnych obwija się, jak suknią pierwszą, nałożoną na młode piersi z uczuciem omdlenia, kiedy jeszcze była nieśmiałą nowicjuszką, mgłą niosącą się w nawie samotnej, ułomnością swoją a ofiarowaniem. I raptem w dymie świecy zapłonionej rozchodzi się, kadzidłem a rumianością poza własne członki przechodzi, do tamtego zaklęcia ostatniego, do godziny, w której barankowi na pokuszenie podsunęła swe dłonie żalem zwinięte, przez dopiero co, dopiero smutek przecie opuścił jej włosy w jeden jedyny warkocz splecione, upodobane chłopcu zapomnianemu, wyrwanemu z serca szybciej niż on zaklinać ją mógł na wszystkie świętości, wieczności.



Pamięta teraz, teraz dopiero przypomina sobie jego, o którym zapominała latem, latami, porami roku, w śniegach, lodach zimno rozsnuwając, kryształowe zamki budując, pieśni nucąc, klęcząc do bólu nerwów, wchodząc coraz mocniej do kościelnej krypty, napierając całym ciałem, coraz to innym, pustym, a schnącym coraz widniej, w chwalę bożą odchodząc, w błogie zapomnienie litanii, w słowo, co objawionym było, a jej tylko użyczonym, ledwie przyklejonym do ust. Teraz pojawia się jego obraz w tym obrazie, teraz tłumi to, co było ukołysaniem, snem, rozpustą jałową, a prawdziwą, teraz teraz, w oczy zamglone wsypują się okruchy tego głosu wibrującego, ręki wyciągniętej, wołającej, pragnącej. Uciekała, uciekała, nie patrząc pod nogi, obtoczone powołaniem jak brzemieniem, jak przyrzeczeniem, biegła ile sił jej starczyło, ile łez jej zabrakło, ile ołtarzy przebłagać mogła, z kielicha wypić swoją niezgodę, swój strach.

Wyrzuciła warkocz złoty na posadzkę z kruchych lat, ramion zimnych, w obraz się zapatrzyła, mirrą, złotem utkany. Myślała, że to jej wystarczy, myślała, uda się poślubić Boga, narodzić w swym oddaniu, uniżeniu, natchnieniu. Myślała długo, w pieczarze zamknięta, na wotywę swoje młode jagody oddając, i wie już, już wie nareszcie kogo jej święty obraz na myśl przywołuje. I wie w tej chwili, że nie jest świętą. Ostatniego dnia swego życia objawia się Matka Gertruda. Pokój jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz