poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rutynowe wizyty w czyśćcu


Przyniósł i rozłożył przed nią cały zestaw ostrych noży. Musiała być ostrożna, wiedziała, że za każde nieopatrznie wypowiedziane słowo, może spotkać ją kara i że on wcale nie będzie się długo zastanawiał. Wahanie się też nie stanowiło problemu, już raczej ciosy zadawane na oślep, której to skłonności nawet nie zauważał.


                                                                    Pier Toffoletti
 
Krzyk na „dzień dobry”, przeciągłe wycie, „kurwa mać, ja pierdolę”, „nie umiesz zdjąć tej cholernej czapki, kto tak robi?” – uginał się pod ciężarem świata, obowiązków, w które wkładał tyle energii, co w opowiadanie o nich: „kurwa, kurwa, kurwa”, aż do totalnego rozedrgania nerwów, jego i wszystkich wokół. Zawłaszczał całą przestrzeń z soczystą pretensją w głosie – „nie rozumiesz, ty nie masz takich problemów. Przeczytaj to, zobacz, może mi coś podpowiesz, no, mówisz prawie niegłupio”. Prawie – kolejne cięcie, to zabolało mocniej.
Bała się odezwać, przecież narzędzia tortur nigdy mu się nie kończyły. Bała się przyznać, że krwawi, że uchodzi z niej życie. Wiedziała, że jej skóra jest zbyt cienka, zbyt przezroczysta, by stawić opór. Odchodziła na jego oczach, kolejny raz, choć przecież on wcale nie patrzył.
Następnego ranka uniosła z pościeli martwe ciało. To nie zakrawało wcale na cud. W czyśćcu było pusto, jak zawsze. I cicho.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz