wtorek, 17 stycznia 2017

Tu i teraz


Ponoć trzeba pisać, żeby napisać. Nic prostszego, prawda? A jednak litery stawiane na klawiaturze mają tę obezwładniającą właściwość, że powinny, mogą nieść jakiś sens, o co przecież walczymy? I to przeraża, opcja posiadania sensu i druga – jego braku. Bo cóż wtedy, gdy niepoukładanie myśli sprawia, iż nie potrafimy odnaleźć nic konstruktywnego we własnym wnętrzu? Po cóż nam w takim wypadku cała ta szamotanina, zmagania dnia codziennego, rozpacze, zaniechania, rozterki, chwilowe sukcesy i kilkusekundowe zwycięstwa nad własną kondycją słabej trzciny?
Czas przygniata mnie do ziemi. Tak wiele by się chciało, póki jeszcze go nie brakuje, póki ręce, nogi, wątroba, płuca, jako tako funkcjonują, lecz… no właśnie, zaraz myśl, że tyle już zmarnowaliśmy, że pogrążyliśmy się w tym bezładzie, wypracowując znamienny schemat, który, wiadomo (?), zepchnie nas w czeluść zapomnienia.

 
                Na każdym kroku wątpliwość, wartości podważalne, brak stabilności i podpory. Śmiałam się przecież, jako młoda dziewczyna, z tych wszystkich narzucanych mi insygniów mądrości, wiary, myśląc, że jestem poza schematem, że wypracuję, odnajdę własną drogę, odbiję się od twardego umysłowego gruntu i odkryję nowe orbity prawd. Chyba nie było się od czego odbić, może źle się do tego zabrałam. Nie wiem.
                I nie wiem w co mam wierzyć. Czemu poświęcić ofiarowany mi na tym łez padole czas. Dzień za dniem nawleka się na nitkę przeznaczenia, ale mam wrażenie, że powoli formuje się z niego jeden wielki znak zapytania.
              Słyszę przecież te dyskusje o stanie państwa, zamachach na demokrację, postchrześcijaństwie europejskim, pokoleniu wyblakłych znaczeń, zjadaniu się konsumpcjonizmu. I mam wrażenie, że te chwilowe mody, chwilowe ruchy, są wynikiem takiego samego zagubienia wartości, jakie ja odczuwam. Łapiemy się czegoś, jak tonący brzytwy, nie dlatego, że to do nas przemawia, ale dlatego, że dostrzegamy poruszenie, które, mamy nadzieję, wyrwie nas choć na krótko z wszechogarniającej rozpaczy bezsensu.
          

1 komentarz: