czwartek, 24 stycznia 2013

Niedokończona układanka


Możesz poczuć swoje życie, dotknąć go, porzucając wszystko, co z nim związane – mówiła. A on nie mógł już tego znieść. Naprawdę, miał dość tego, co go otaczało, wpychało mu się nachalnie do głowy przez zaciśnięte usta. Napuścił do wanny zimnej wody i zanurzył się w niej. Jej chłód przyniósł ulgę od razu. Ta błogość, ta cisza, to niezmącenie ukoiły jego zmysły. Zapomniał zaczerpnąć tchu. A może wcale nie zapomniał. Nie słyszał już nawet, gdy woda zaczęła wylewać się na podłogę, zawłaszczając kolejne centymetry porzuconej, nieżywej, łazienkowej przestrzeni.
Obudził się na dnie studni. Studni, która utworzyła się pod wanną. Miała te same co ona wymiary. Od góry biło mętne światło. Falowało nad nim, kładąc się leniwymi refleksami na jego twarzy i wymiętej koszuli. Spojrzał tam i zobaczył swoją nieruchomą postać.
„Jesteśmy niedokończoną układanką” - przypomniał sobie gdzieś zasłyszane słowa. Naraz wypełniona pamiętnymi obrazami i zdaniami głowa, zaczęła huczeć. Cała jego pamięć poczęła pęcznieć i rozrywać mu skronie. Widział teraz jak rzucała się z okna, jak rozpostarło się pod nią grząskie niebo. Wpadła w nie jak w biały puch. Odkleiła się od swego cienia i powędrowała dalej, gdzieś poza obręb dotykalności. Spieszyła się, by znów nie dogoniło jej życie. Musiała biec.


  Zakrztusił się. Stróżka wody pociekła mu po brodzie. Po chwili usłyszał znajome kroki. Były miarowe i spokojne. Przestały się spieszyć dokądkolwiek. Wstał i otrzepał spodnie.
Nim zrozumiał, że ona jest za tym kamiennym murem, pokrytym oślizgłą wilgocią i zielenią mchu, próbował drapać i kopać. Nie udało mu się go przebić. Była tak blisko, a jednak nadal pozostawała nieosiągalna. Ten świat nie był lepszy od tamtego. Ten świat skazał ich tak samo na samotność i niemoc. Choćby z całych sił starali się dotrzeć do siebie, nie osiągną wiele. Będą ranić nadgarstki, palce, nadwyrężać ścięgna i tęsknić, tęsknić, tęsknić. Wysyłać sobie nieme znaki, walić w ścianę rytmicznie, głucho, porozumiewać się bez słów. Ale nie zbliżą się do siebie, zamknięci w dwóch, równoległych, klaustrofobicznych tunelach. Pozostaną tym samym, czym byli zawsze, płazami ograniczonymi wąską luką jednostkowego trwania, zapatrzonymi w dumnie obojętne niebo.

2 komentarze:

  1. Bycie poza obrębem dotykalności nie jest przywilejem lecz prawdopodobnie dochodzi tutaj do zaskakującej zamiany.Namacalność traci na znaczeniu,pojawia się nie mniej dotkliwy, dotyk emocjonalny-uczuciowy.Dlatego rodzi się w niej opozycja,strach przed doganiającym ją życiem.A więc ta klaustrofobiczna matnia posiada szczeliny, nadal zbyt wąskie dla płazów, lecz dostatecznie szerokie dla światła.Zobaczyć przez tę lukę niebo, jest dla każdego, największą karą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdm razem, komentując mój post, pozwalasz mi dostrzec w nim coś więcej niż widzę sama. Proszę o częstsze refleksje;) Twój umysł - wrażliwość na słowo i treść, zadziwiają mnie.

      Usuń