wtorek, 31 stycznia 2012

Bywają dni, gdy nic nie smakuje, prócz słów utajonych...

A jeśli znów pisać o sobie? Zwielokrotnić się dla siebie, porozmawiać ze sobą, ze swoją samotnością, ja i ja samotna to dwie osoby, które czasem spoglądają na siebie z niechęcią. Ależ nie chciałam być przygnębiająca - choć ponoć smutne dziewczyny są bardziej interesujące.

Chociaż ziąb panuje nadal niepodzielnie, czasem trzeba przewietrzyć głowę, ostudzić wrzącą czeluść wypełnioną bezmiarem myśli. No więc wyszłam z domu, wyłoniłam się z ciepłego zacisza... i naraz poczułam się taka malutka, taka zupełnie drobna, w porównaniu ze światem, w oderwaniu od świata - tego ogromu dziwnych i niepokojącch zjawisk. To uczucie przytłoczyło mnie na krótki moment, krótki bo zaraz znów uciekłam grzać się przy kaloryferze, w ciepłym sfetrze i z kotem za towarzysza. Ale bez obawy - to nie objaw choroby, to po prostu swoisty odbiór przestrzeni - raz jest, raz go nie ma. Nadwrażliwość ma swoje prawa.

Ale nie o tym, nie tylko o tym chciałam. Chciałm nieco o kulturze, o felietonach i felietonistach. Nie to, bym była znawczynią, koneserką, rutynowo traktowała rozrywkę poczytywania artykułów uznanych przeze mnie person różnej maści: pisarzy, dziennikarzy, działaczy, animatorów kultury, aktorów, celebrytów, itp., by być na bieżco, by nie wypaść z obiegu i mieć zdanie na każdy temat (uznane już), który być może uszedł naszej uwadze. Nie mogę zwyczajnie oprzeć się wrażeniu, że "ci państwo", którym, w związku z tym, iż jakoś tam wypromowali swoje nazwisko przy okazji czegoś tam (no dobrze, niech będzie, skoro rzeczywiście coś wiedzą i na czymś im zależy odnośnie promowania kultury), proponuje się stałą rubrykę w dziale felietonu, płodzą teksty o wszystkim i niczym, wznosząc głowę wysoko ponad morze nijakości i nieokreśloności społeczeństwa, z nastawieniem: "mnie nie zależy, mnie i tak za to zapłacą". Nie dziwię się tej postawie - większość z nich, jeśli nie wszyscy, odniosła sukces na miarę naszego grajdołka i żyje sobie w dostatku i spełnieniu, wygłaszajac dodatkowo cotygodniowe farmazony, co by nie zasnąć w pieleszach. A my, szaracy, poczytujemy sobie ich, chwalimy, krytykujemy, marudzimy, kręcimy nosem, zachwycamy się, względne wszystkiego po trosze - nasze prawo, toć na więcej nas, moi mili, nie stać. Czy oby na pewno?

Nie chcę być defetystą, choć z moją naturą może tak najłatwiej, ale nic nie poradzę, że tak bardzo chciałabym zaobserwować odmianę, odmianę ludzi, szerzej - społeczeństwa, niewyraźnego oblicza przyszłości. No chyba każdemu wolno czegoś chcieć, prawda? A że, gdzieś zasłyszałam, najlepszym powodem by coś robić jest to, iż chce się to robić, no więc chciejmy chcieć... a reszta, z pomocą opatrzności, sama się ułoży, wyścieli, wypielęgnuje. Jak bujny, zielony kobierzec pod nogami, przed nami, po horyzont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz