poniedziałek, 30 stycznia 2012

Nauka pisania felietonu



            Powinno zaczynać się niewinnie, delikatnie, by nie zrazić, by nie odstraszyć już na początku. Najlepiej jakąś anegdotką z życia, możliwie aktualną, by nie czerpać z przepastnego asortymentu wspomnień z przeszłości, które i tak wypacza pamięć. Dobrze byłoby rozbujać powoli uwagę czytelnika, a nie zarzucić go już na wstępie szorstkimi określeniami, pełnymi emocjonalnych epitetów, które dotyczą często wcale nie tak znowu istotnych wydarzeń, polemik, komentarzy. I erudycyjnie i swojsko przemycać z wolna drobne fragmenty własnej opinii, i odejść, skończyć zanim odbiorca się znuży, zostawić go w atmosferze niedopowiedzenia, zaciekawienia, konsternacji... Och, jakże to miło brzmi... w idealnym świecie. No dobre sobie, a teraz może przejdźmy do rzeczy.

Nie miałam w planach odnosić się do tej sprawy. Nie czuję się – tak jak rzesza innych, podobnych mnie – na siłach dyskutować o czymś, co w sensie prawnym i organizacyjnym przerasta z pewnością możliwości mojego intelektu. To, co „wygłaszam” nad blatem kuchennego stołu, przy okazji rodzinnej „posiadówki” przy kawie, nie jest szczytem elokwencji ni popisem głębokiej znajomości społeczno-ekonomiczno-kulturalnych realiów, ale nie o to przecież chodzi. Chodzi o określenie stanowiska wobec sytuacji, w której się znaleźliśmy, która dotyczy właściwie nas wszystkich – zwykłych ludzi.

Mówię o ACTA (jak wyczytałam, choć nie wiem, czy mogę rozpowszechniać tak zdobytą informację, Acti-Counterfeiting Trade Agreement), międzynarodowej umowie, która wg najogólniejszych założeń ma na celu chronienie praw autorskich i intelektualnej własności. Jakoś tak się w moim małym świecie (który jednak niezaprzeczalnie rozrasta się dzięki dostępowi do internetu – i wolałabym, aby tak pozostało) złożyło, iż potrzebowałam swoistego „impulsu” do podzielenia się z opinią publiczną moimi spostrzeżeniami i przemyśleniami. I, muszę przyznać, iż takim impulsem było przeczytanie felietonu pana Krzysztofa Materny, który ze swojego punktu widzenia, a nie sili się tu na wyszukaną, niezrozumiałą być może, elokwencję, pisze o swych obserwacjach, obawach, wnioskach dotyczących ACTA oraz ludzi, którzy jakkolwiek udzielają się w rejonie utworzonego wokół niego (niej?) fermentu.

Nieco ironii, jak zdrowo, ale i wiele faktów, co ważne – rozkłada przed naszymi oczyma Materna. Oczywiście – zaprawdę słuszne i zbawienne w swej idei jest chronienie dóbr umysłowych przed nielegalnym rozpowszechnianiem, używaniem do innych celów, niż te, które przyświecały autorom, kopiowanie, ściąganie, cięcie, i zarabianie na tym kroci (kroci?). Ale skoro umowa skonstruowana jest tak, że nawet uczeni w prawie i piśmie nie są przekonani czy ta „machina” zadziała jak należy, to nie sposób dziwić się rzeszom przeciętnych zjadaczy chleba, którzy boją się konsekwencji tych zmian, restrykcji, ograniczeń wolności słowa w imię niepewnych i zapewne niewielkich korzyści. A jeśli swe zastrzeżenia wnosi tu również Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, to co tu dużo mówić, zaczynam lękać się i ja, przypominając sobie orwellowską rzeczywistość z „ Roku 1984”. Analogia, być może” przesadzona, ale kto mi powie, jakie to wszystko będzie miało konsekwencje?

Zatem i ja solidaryzuję się z demonstrującymi przeciw ACTA i pozostaję im głęboko wdzięczna, że są, że mają chęć i odwagę wyjść na ulice, by głośno manifestować swoje zdanie. Obserwuję i podziwiam zrzeszonych, ludzi różnych poglądów, nacji, orientacji. Łączą się pod wspólnym sztandarem, jak to patetycznie brzmi, w ochronie tego w co wierzą, przeciw temu, co odczuwają jako zagrożenie, jako atak na ich swobodę i niezależność. Wyszłabym i ja, bardzo chętnie, choćby na mróz czy słotę, ale mi zbyt daleko na tym moim odludziu. Za to w rekompensacie kreślę tych kilka słów, by rozgrzeszyć sumienie, wspomóc słuszną walkę.

Wiele słyszałam „za” i „przeciw”, ach wiele. Osobiście przykro mi, że zmian na lepsze nie widać w codziennym życiu, w zamian to, co dobre poddawane jest kontroli, wydzielane. Jasne – tak działają wielkie przedsiębiorstwa – zabierz pracownikowi wszelkie udogodnienia – będzie tak przerażony stopniowo zmniejszającą się przestrzenią, w której może jeszcze oddychać jako normalny człowiek, że szybko zapomni co to sprzeciw. Ale my nie zapominajmy! Buntujmy się jak wolni obywatele, by rząd pamiętał, że państwo to nie tylko oni, elity, ale przede wszystkim – my, naród.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz