środa, 22 marca 2017

King by się uśmiał


- Złaź z drogi, ty cholerny idioto – usłyszał nagle. Natychmiast dotarły do niego wysokie dźwięki wściekle naciskanego klaksonu. – Ślepy jesteś? – wrzeszczał kierowca półciężarówki. Jared pospiesznie czmychnął w stronę chodnika.
Było za zimno na poważne zmartwienia. Rozchodził nowe buty, człapiąc w zamyśleniu przez miasto. Nie zważając na ruch uliczny, szedł przed siebie w poszukiwaniu rozwiązania.
- Nie wiem, co mam jej powiedzieć? Że się rozmyśliłem? Przecież mnie wyśmieje. Ona nigdy się nie waha.
Bał się wrócić do domu. Przecież ona ciągle tam była. Była i czekała na niego. Na jego decyzję, którą właściwie podjęła już wcześniej. A więc na jego zgodę. Przełknął ślinę, gdy uświadomił sobie, że stał się ruchomą marionetką w jej rękach.
- Marionetka w rękach lalki – zaśmiał się pod nosem na tę niedorzeczność.
Pełen wątpliwości zwrócił się w stronę swego domostwa. Nie miał wyjścia. Ale przecież musiał wrócić i zmierzyć się z tym, co go czekało.
Od drzwi wejściowych czuć było dziwną woń, niby spalone kwiaty, popiół, zioła. Nie wiedział, co to mogło być. Światło słoneczne ledwie przebijało się przez zaciągnięte zasłony, przez co wnętrze wypełniał półmrok.
- Hej, jesteś tu? – zapytał ostrożnie. Przecież nie wyniosła się do innego hrabstwa – udzielił sobie w myśli odpowiedzi. Nie odejdzie tak łatwo. Najpierw musi zrobić to, co obiecał. Zdjął kurtkę cichutko i powiesił w przedpokoju. Niepewnie wkroczył do salonu, w którym nic się nie zmieniło od jego wyjścia. Rodzice wciąż zapatrzeni byli w ekran migoczącego telewizora. W ich szklanych oczach odbijały się kolorowe paski, a z ust ściekały stróżki śliny.
- Mamo? – spróbował raz jeszcze potrząsnąć matką, ale nadal nie reagowała. Poruszyła się jedynie sztywno pod naciskiem jego ręki, a jej ciało wydało delikatne skrzypienie. Na dywan poleciało kilka wiórów.
- Już się zaczyna – pomyślał Jared.
Na ojczyma nawet nie spojrzał. Nigdy za nim nie przepadał, chociaż w gruncie rzeczy nie był do niego wrogo nastawiony. Podejrzewał, że Tom był w tym samym stanie, co jego żona i to mu wystarczało.
Wziął głęboki oddech, nim zdecydował się pójść na górę.
Czekała na niego. Jej nieruchoma, alabastrowa twarz zwrócona była wprost na drzwi do pokoju Jodi. Martwe źrenice zdawały się wcale nie skupiać światła, lecz był pewien, że go widzi. Mało tego, zna każdy jego ruch, każdą myśl i wątpliwość.
- Jestem już – poinformował.
Podniosła się z fotela powoli. Miał wrażenie, że znów rośnie na jego oczach. Zrobiła kilka kroków naprzód, a on nie mógł nie dostrzec, że ruchy lalki stawały się coraz bardziej płynne, coraz bardziej ludzkie. Gdy była już dostatecznie blisko, zatrzymała się i podniosła swe połyskujące ramię do góry. Stała tak przez moment, a potem szybkim gestem wyjęła z oczodołu okrągłe szkiełko i rzuciła je na podłogę ze wstrętem. Z powstałej dziury patrzyło na niego żywe oko. A jednak Jodi tam była.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz