czwartek, 13 kwietnia 2017

Oni są czymś innym


Zaczęło się niewinnie. Wszystko, co nas spotyka, dobrego czy złego, zaczyna się zwykle niewinnie. Zmiany były ledwie dostrzegalne. Pan Marian, nauczyciel fizyki z dwudziestoletnim stażem, sprawdzał jak co dzień listę obecności w klasie trzeciej miejscowego gimnazjum. Uczniowie patrzyli ze znudzeniem przez okno, kontemplując zawzięcie kształt liści rosnącego pod szkołą kasztanowca.
- Malinowski! – odpowiedział mu jedynie szelest wertowanych pospiesznie zeszytów. - Malinowski! – podniósł głos zniecierpliwiony belfer.
- Obecny – piegowaty dryblas odezwał się wreszcie z nieudawaną pogardą.
- Milczarek.
- Ughikss – zabrzmiało.
Marian spojrzał na szczupłego wyrostka ze zdziwieniem. Twarz tamtego nosiła oznaki systematycznie przeprowadzanych tortur psychicznych.
- Chyba się przesłyszałem – wytłumaczył sobie.
- Nowak.
- Jestem.
- Piotrowski.
- Gzsisiskh – odbiło się echem od ścian ozdobionych wszelkiej maści wzorami.
Marian wstrzymał oddech. Rozejrzał się uważnie po klasie. Wszystkie oczy skupiły się na nim. Nawet wymalowana, jak modelka z Playboya, Andżelika Zawadzka zaprzestała typowej dla siebie czynności – żucia gumy, i wpatrywała się z uwagą w profesora. Jej tęczówki nabrały dziwnego, metalicznego odcienia, a źrenice były niemal niewidoczne. Podobnych spojrzeń naliczył kilka. Oblicza nastolatków w kilka sekund stały się ciemnoszare. Po plecach mężczyzny przebiegł dreszcz.
Nim dobrnął do końca alfabetu koszula lepiła mu się do pleców. Znajome nazwiska wymawiał z trudem. Wiedział, że obserwują każdy jego ruch, każdy najmniejszy grymas. Wiele kosztowało go przeprowadzenie lekcji o zjawiskach optycznych. Gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę, odetchnął z ulgą.
- Panie profesorze? – kilkoro jego wychowanków postanowiło poczekać na niego, odgradzając mu dostęp do drzwi. – Dobrze się pan czuje?
- Ja? Czy dobrze się czuję?
- Nie wygląda pan najlepiej – nie dawali za wygraną.
- Nic mi nie jest. Taaak, wszystko w porządku. Dziękuję wam za troskę – wydukał, chwytając za dziennik trzęsącymi się dłońmi.
W drodze do domu co chwilę oglądał się za siebie. Te dziwne spojrzenia, dźwięki, które wydawali – nie wyobraził sobie tego. A może jednak? Może tracił zmysły? Ciągle jeszcze doznawał zawrotów głowy, gdy przypomniał sobie tę duszną atmosferę, jaka zapanowała w sali lekcyjnej.
 
***
 
Zapadał zmierzch. Niebo pokryło się czerwienią słonecznej agonii. Ostatnie promienie padały na smutne, poszarpane dachy starych, opustoszałych garaży, pośród których walały się połamane skrzynki, dziurawe beczki, kawałki domowych sprzętów. Widok grupki uczniaków w odludnym miejscu nie był niczym niezwykłym. Młodzi zawsze szukają własnych ścieżek, nieświadomi, że powielają schemat.
- Zdradziliśmy się przed nim – powiedział z pretensją Malinowski. - I to w tak głupi sposób, jasna cholera.
- Wyrwało mi się. Przecież nie pierwszy raz dzieje się coś takiego – odparł urażony Milczarek.
- Martwi mnie jego reakcja. Wystraszył się nie na żarty – kontynuował piegus.
- Co z tego? Mało to belfrów doprowadziliśmy do załamania nerwowego? Przecież, co tu dużo mówić, nie mają łatwo. Nawet nie podejrzewają, w czym biorą udział. Może rzeczywiście tak jest dla nich lepiej? Inaczej…
- Musimy mieć go na oku – stwierdziła Andżelika, która do tej pory kamuflowała się najlepiej.
- Masz rację. Trzeba doprowadzić sprawy do końca – zdecydował Malinowski, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, przybierając minę młodej uwodzicielki.
- A teraz zajmijmy się tym, po co przyszliśmy. On nie będzie na nas czekał.
Wszyscy zgodnie przytaknęli i stanęli w kręgu, łapiąc się za ręce. Malinowski wyjął nóż, Andżela świece. Ich stłumione głosy wibrowały w powietrzu przyzywająco.

 

3 komentarze:

  1. Chyba naprawdę jest kiepsko z tym moim pisaniem, skoro nikt nie skomentuje. Ech.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest bardzo dobrze. Tylko ludność zajęta malowaniem jajek ;-) uściski :-)

    OdpowiedzUsuń