piątek, 22 lutego 2013

Fobie, obsesje i wszystko, co lubię


Ano, ano, nie przepadam za wpisami - recenzjami książek. Zwłaszcza swoimi własnymi. Przejaw lenistwa - spiąć myśli i wrażenia w jakąś spójną, artykułowalną klamrę - odnieść się do przyswojonych treści - przeważa. Ale też i bezsens - cóż mogę powiedzieć o czymś, co przemielone już zostało po wielokroć przez umysły sprawniejsze, elokwentniejsze, dociekliwsze. Niby subiektywizm jest domeną naszych czasów - lecz kontekst całości, groźba wtórności, powtarzania mało odkrywczych kwestii - paraliżuje. Ambicja to zwodnicza? Być może.
Jednak, jednak, kilka słów tłucze się w głowie - poczytuję ostatnimi czasy pana Pilcha. Niedosyt i przesyt - niedosyt treści pierwszorzędnych w rozumieniu ścisłym - że sparafrazuję autora, przesyt epatowaniem upadku - który to jednak, paradoksalnie, przy tej lekturze trzyma. No bo cóż dalej, gdzie leży granica moralna, do czego można się posunąć, by błyszczeć, by być na świeczniku, płynąć na famie zagubionego artysty i inteligenta, aby konsumować, uprawniać się do spijania uroków życia, pracować bez namaszczenia, bez pokory, produkować, żeby korzystać z owoców. Brak skruchy - bywa i tak, nie chcę analizować podstawy charakterologicznej (choć brnę w tę absurdalną matnię), popędów, instynktów, pragnień, chcę wyrazić swoje nieugruntowane jeszcze względem tego twórcy przekonanie, że posługa słowu jest zajęciem szczytnym, w moim przekonaniu, i odstręcza mnie od instrumentalnego jej traktowania. Naiwność moja przejawia się w tym miejscu wyraźnie. I dobrze. Pilch dobrym pisarzem jest, no jest. Długo opierałam się przed obcowaniem z literaturą modną, aktualną, współczesną w sensie - stwarzaną tu i teraz. Różne są jej oblicza, przeróżne - więc powiem tak - po ulubieniu Tokarczuk i Stasiuka, pan Pilch doceniony zostanie u mnie oceną średnią. Aczkolwiek za studium pijaństwa wdzięczna mu jestem - temat, jak ktoś określił, wielce kreatywny, pociągający, bliski tym wszystkim, których dławi własna kondycja. Nic więcej w tych chwilach mrocznych, niż zasmakować trunku i wywewnętrznić się w kontrreakcji względem świata kolorowym pawiem. .

8 komentarzy:

  1. Urbi,
    jesteś diablo inteligentną czytelniczką :)) do tego z pazurem, który tak lubię, a którego mnie biednej czasem brak, choć miewam i wzloty w tym względzie, jak mnie coś mocno poirytuje.
    ponadto masz identyczne upodobania literackie, ale sama to już chyba zauważyłaś, że coś nas łączy :)
    ja się ostatnio też skusiłam na nowość w postaci ,,Mapy i terytorium"
    to jest dopiero studium upadku! masakra. doła miałam przez tydzień :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarumieniłam się, no patrz, miłym, łechcącym próżność, komplementem;) Pazur, fakt, wynikł z irytacji, ale dobrze, że coś porusza, budzi sprzeciw, a nie mdli. Może o to chodziło? Dołujących lektur nie preferuję, wystarczy, że często ten stan obłaskawiać muszę, ale cieszy mnie wspolnota zainteresowań z panną E. Pozdrawiam ciepło i po cichu liczę na dalszą wymianę poglądów ;)

      Usuń
  2. bardzo lubię wymieniać się z kimś poglądami :)
    może pisarze muszą sięgać po dość drastyczne środki wyrazu dlatego, że coraz trudniej odbiorców poruszyć? a może coraz trudniej nas poruszyć, bo pisarze nas przyzwyczaili do drastyczności i teraz wszystko po nas spływa? pewnie jedno i drugie po trochu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie masz wrażenia, że ta drastyczność jako tani chwyt - odstręcza maniaków czytelniczych? Dobra literatura broni się sama - to nie najnowszy film rodem z hollywoodu, by epatować pokracznymi ozdobnikami, które mają zastąpić namysł, artyzm, istotną treść. Przynajmniej taką ciągle mam nadzieję i takiż smak ;)

      Usuń
  3. mam takie wrażenie. zdecydowanie. dla mnie zbyt tanie i wyeksploatowane. ot, chociazby wzmiankowany Stasiu: ani drastyczności, ba! ani nawet fabuły zwykle nie ma - nie potrzebuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale to już zjawisko samo w sobie, powsinoga merytoryczna. Za to przyznać muszę, że Masłowska - której nie czytałam, jeno wczoraj Wojne p-r wciągnęłam z ekranu zafrapowała mnie - bo tu maniakalność dziwności, ale jakież to inne, zerwanie z patosem - młodość patosu nie lubi - jeno miejsca na swoje spojrzenie, ogląd świat(k)a potrzebuje. Nie mam nic przeciw takim wyłomom w świadomości ogólności, literackiej także;)

      Usuń
  4. no nie żartuj!
    własnie czytam Masłowską - ,,Wojnę polsko - ruską"! i tez mi zaczyna przypadać do gustu. jest świetna, jeśli chodzi o psychologie postaci, nie sądzisz? podporządkowała temu kod językowy, a przede wszystkim wpuściła do literatury nowy typ bohatera - twór naszych czasów. a to wielka rzecz! co prawda ludzie z tego światka pojawiali się już, ale nie na taką skalę i nie u nas, w Polszcze :)
    kopara mi opadła - mam nadzieję, że coś o niej napiszesz u siebie, bom wielce ciekawa Twojej opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, ponoć przypadków nie ma;) Zbieżność gustów - nie wystaczyła - jeszcze i takież przylgnięcie w aktualnościach czytelniczych. Kod językowy mnie pociągnął za sobą - ale bardziej jeszcze konstrukcja fabularna - wielkie boom wypisan na murze w chwili konfrontacji wymiarów, rzeczywistości z... inną rzeczywistością - bo świat wykreowany dla czytaczy taką rzeczywistością jest również, o ile wpływa, pociąga, potrafi natchnąć, zmielić myśli i uczucia. Dużo by tu. Póki nie dotknę, nie dojem, nie doczytam - sza, bo kompetancja żadna, by głos zabierać. Ale już krąży wokół, łaskocze zwoje - trza się bliżej temu przyjrzeć.

      Usuń