Jestem
kobietą. Ciało mam rzeźbione twoimi oczami, zachwytami, rojeniami.
Żadna fałdka nie okroi mojej urody. Usta mam nabrzmiałe, obejmują
mój język i twój... Zlizują krople żądzy, przekraczania wpływów
księżyca i łaskotki rzęs muskających wnętrze cienia.
Jestem
kobietą, ramiona mam długie, wiotkie, odtąd dotąd, przestrzeń
wątłych iluzji, teren zaprzeczania, wtłaczania, rozbawiony sobą
zamysł natury, żeby czasem, żeby może, nie pomylić, zrównać,
ochronić.
Jestem
kobietą, czasem mam podarte pończochy i stargane włosy, myśli
nieuczesane, wprost z poezji awangardowej, wprost z natchnienia
dotykiem, wstrzymaniem akcji serca, raptownym skokiem w dół. I
odbiciem od oczywistej konieczności, że trzeba wstać i iść po
bułki na śniadanie i może jeszcze gazetę. Nic prostszego.
Jestem
sobą, całowana, obklejana woalką jednorazowych uczuć, do jutra,
do kiedyś, nie marznę, ale pamiętam o chłodzie. Rozkładam się
na półkach, tu kawałek, tam kawałek, cząstka duszy rozdmuchuje
absurd trwania w ekstazie, rozniecam temperaturę pokojową, szalka
opada, jedna, potem druga, następuje unieważnienie tak nagle
rozbestwionego potoku ważnych spraw. Niespiesznie popychasz mnie
naprzód, tuż przed twym brzuchem, rozchadzam swe małe stopy,
jednonutki, na akord, na wybrzmienie słów, które wypadają ci spod
języka wprost na moją pierś nieskalaną, wyją.
Jestem
poruszona, przestawiona z kąta w kąt, białą kością połamana na
kole, na zakręcie, pominięta przez nadjeżdżający świt,
zapadnięta w pamięć, która nie chciała mnie znać, nie
zadzwoniła, była pijana albo tylko lekko rozwłóczona,
nadszarpnięta, zasapana obok drugiej. Nic to. Mam jeszcze kilka
wolnych palców, jeszcze parę nerwów do obezwładniania. Mam
szczyptę własnych lęków, dopieszczanych nocą, pocałunkami,
wyciszeniami jęków winylowej płyty.
Czasami
jestem kobietą fatalną. Tyle planów na dzień, a ja wkładam buty
i idę do ciebie, zapominam, że nie mieszkasz przy tej ulicy, tylko
dalej, znów dalej, nie wiem czy dojdę, czy nie zatoczę koła, by
opaść z sił, upaść do twych kolan i płakać, czemu znów jesteś
daleko i dalej? Czemu?
Może
już nigdy więcej do ciebie nie zadzwonię, może popłynę dalej,
obok mostów zwodzonych wydam na świat kilka monet ze słowami
starych piosenek, a potem zanurzę ręce w brudnej wodzie i odbiję
się czkawką zapominania, że jeszcze wczoraj, że byłeś...Pamiętaj,
jestem zdeklarowaną kobietą. Pamiętaj.
Popłynęłam na falach Twoich słów. Ich się nie komentuje, z nimi się pływa albo od razu wychodzi na brzeg.
OdpowiedzUsuńCzasami muszę sobie o tym przypominać... Dobrze, że to tylko słowa... słowa... czyżby?
OdpowiedzUsuń