I wcale, wcale nie byłam zaskoczona, że odpowiedziałeś mi tym razem, że przyszedłeś do mnie ze swoimi ramionami, ze łzami skruchy na zarośniętych policzkach.
Nie zdziwiło mnie to, że stanąłeś po drugiej stronie, ani to, że z tą chwilą twoja strona stała się moją stroną, a ty, wtulony w moje mokre plecy, szeptałeś cicho jakieś znamienne słowa, niby zaklęcia, zlizując przy tym krople wody z mojej szyi.
To przecież nie był żaden cud.
Krótkie powroty, tęsknoty... ale po co łzy?
OdpowiedzUsuńTo nie do mnie pytanie. One po prostu są. Może uświęcają chwile godne uświęcenia?
OdpowiedzUsuńŁzy pojawiają się zazwyczaj w takich chwilach, pokazując nam jak ważne są one dla nas.
UsuńNie musiałyby się pokazywać. Ale często sami nie mamy na to wpływu.
Otóż to Kasiu. I dobrze, że nie mamy wpływu. Dobrze, że emocje mówią czasem za nas, nie zakłamują postrzegania istotnych chwil. Witam Cię i dziękuję, że jesteś;)
OdpowiedzUsuńJestem i będę:) Bardzo lubię chwile,kiedy emocje przemawiają,gdy często ja milczę. To wyjątkowy czas.. Chyba się rozmarzyłam:)
OdpowiedzUsuńBo przecież najlepiej, najgłośniej przemawia cisza. A my - ryby na piasku, wsłuchujemy się w szum fal, bliski i odległy jedocześnie;) Ot - refleksja;)
OdpowiedzUsuń