W
nawiązaniu do czego mogłabym zacząć toczyć swoją myśl,
zapłodnioną wcześniej cudzą iskrą? I gdzież jest owo „moje”,
skoro niegodnie posila się obcym, pożera, trawi i wymiotuje moimi
ustami? Dlatego wciąż czuję powracający niesmak i brak oryginału,
brak zasady novum, a
jeno
nieistotne wrażenia,
określenia, labirynty bezmyślności. Ciężar w obliczu własnej
(nie)powtarzalności, pomnożony przemijaniem. Zgroza.
Dziedzictwo myśli dawno przebrzmiałych i kręte wciąż drogi
niepewności. Oto co zostało nam dane - jarzmo większe niźli
wartość podarku. Błądzić nieustannie, zatapiać się we własnym
„nie wiem” i szukać, szukać, szukać. Przemierzać wertepy
wypaczonych sensów, przystanie idei, oazy poezji. I ronić łzy w
obliczu zachodzącego słońca, wciąż tak nieludzko idealnego,
niezłomnego, ciągle tego samego, dawcy życia.
Zagubienie i lęk braku przynależności - (przy)należność
nijakości, powszechności, rachuba czasu, śliskie paciorki
nawleczone na niekończącą się nić – przemijanie -
przeznaczenie i obłuda wiary, że tam jest coś więcej niż ostry
szpikulec igły, która przebije nas promieniem wieczności i zgasi
jasność oczu, tę, co nie widziała przed sobą drogi innej od... -
upadku w otchłań nicości.
wielkie słowa, otchłań i nicość kojarzą mi się z jednym :*
OdpowiedzUsuńO osobistym, defetystycznym pojmowaniu pojęcia "ludzkość",
OdpowiedzUsuń"człowieczeństwo" tu. Takie dni czasem ciężkie i cięższe myśli.
A otchłań i nicość to śmierć, to zapomnienie. Ano to nas wszak czeka. Dzięki, że odwiedzasz Margo (ładne to imię).