Nie powinnam się temu poddawać, wiem. To jak grzech i
opętanie, jak zakazane słowo, którego nie wolno wymawiać nawet szeptem.
Ile jeszcze zostało we mnie siły by mierzyć się z szaleństwem naszego
spotkania, ze wszystkim co przyniosłeś ze sobą w kieszeniach płaszcza? Niewiele
ich, zawsze było ich zbyt mało bym mogła odepchnąć od siebie ze wstrętem to, co
jest mi obce i wrogie. Nie mogę powstrzymać krzyku i łez, wciąż się boję, wciąż
lękam, że upadnę, że pogrążę się w twoim upadku miast pomóc ci podnieść się i
iść dalej.
Szukam natchnienia, powodu do istnienia w tym świecie, każdego dnia na nowo
zaczyna się moja krucjata, ciągle i ciągle.
Marznę w tej rzeczywistości. Jest mi nieprzyjazna, zabiera, gasi mój oddech.
Miałeś być moim brzegiem, czy ja twoim, powiedz? Odpowiedz nim zagubię się w
niepewności własnego istnienia. Niczym mi ono tutaj dlatego chcę odejść poza
granice, które mi nakreślono. Nie dbam już o to czy ta mgła opada równo. Nie
dbam już o nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz