Miałam sen, w którym kołysałam się,
bezpieczna w klepsydrze swoich myśli niepozbieranych. Na ścianach
słonecznego pokoju widniały malowidła ze starych bajek, dziecinne,
porzucone w chwili naiwnego porywu samodzielności, a jednak kuszące
podniebną podróżą na skrzydłach wiatru.
I czuję, że znów się
zaplątuję w te wspomnienia, którymi karmiłam się zawsze w
chwilach prawdziwego bólu. Freski pary własnego oddechu kreślą
dumne hieroglify niebieskich aniołów. Pióra skrzydeł stroszą się
w obronie przed chłodnym deszczem. Bóg płacze za oknem, na
zewnątrz. Chmurnie mu dziś i żałośnie...
Bóg płacze za oknem, na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńTo odczucie istotności Stwórcy często mi towarzyszy.
A dla mnie to chyba jedynie przeniesienie emocji na istotę w gruncie rzeczy bardzo samotną, której nastroje odzwierciedla cała ziemia.
Usuń