Tamte wspomnienia wyciąga dziś niby z
dna studni. Choć wyraźnie na pewien subiektywny sposób, stały się
płowe i nijakie w odniesieniu do wszystkiego, co bezpośrednio nie
dotyczyło jej samej. Były niczym sen, który śniła półprzytomnie,
z wyrzutem do świata utkanym na kształt cichego jęku.
Tego dnia była mniejsza niż zwykle.
Skurczyła się jeszcze bardziej, jak zawsze, gdy robiła coś wbrew
sobie, a tak po prawdzie, sama musiała to przed sobą przyznać, gdy
się czegoś bała. Postanowiła, że zmierzy się z tym lękiem,
przecież nie miała już dwunastu lat, była młodą kobietą, od
której oczekiwano jednak zachowania pewnych form. Skoro więc trzeba
było powiedzieć kilka słów o mikrofonu, nie wypadało odmówić.
Niewiele do niej docierało nim
przyszła jej kolej. Próbowała ułożyć w głowie parę sensownych
zdań, choć domyślała się, że gdy stanie przed zebranym tłumem,
żadne z nich nie przyjdzie jej z pomocą. Nerwowo obchodziła własne
myśli, co kilka chwil przywracana jawie przez wymuszone oklaski.
Podnosiła wtedy ręce, łączyła się w zachwycie z innymi i
kwitowała to zawstydzonym uśmiechem. W pewnym momencie uzmysłowiła
sobie, że prawie cały czas nerwowo macha nogą. To było dla niej
dość typowe, ale akurat w tym miejscu, wśród tych ludzi, nie
chciała wyglądać na wystraszoną małolatę, która ciągle się
wierci, jakby chciała jak najszybciej uciec. Postarała się
opanować na tyle, na ile to możliwe. Jej niedawnym odkryciem było
akceptowanie swoich słabości, nie było więc sensu oczekiwanie od
siebie niemożliwego. Już nie. Gdzieś poza nią przecież odgrywał
się ten spektakl zamaskowanych układnością twarzy. Tak to
widziała i celebrowała w duszy tę nieprzystawalność.
Z pewnością chybotała się trochę
w niewygodnych, czerwonych szpilkach, z pewnością wzrok miała
nieco nieobecny i obcy. Czytała płynnie, modulowała głos
pogłębiony złowrogo przez głośniki, znała te słowa, wiele z
tych słów, które wymawiała wprawnie, ale gdy jakiś cień zza
okna padł na kartkę, i tak nie śmiała się poruszyć. Kiedy
zerwały się brawa, była zaskoczona. Naprawdę zdumiona. Dziwił ją
fakt, że wywołała u publiczności taką reakcję. Taką czy inną,
w ogóle jakąkolwiek. Przecież jej tam wcale nie było. Nie wyszła
nawet z domu, nie założyła tej nowej sukienki w kwiaty, nie
umalowała ust, nie zrobiła kroku. A więc rozdwoiła się w sobie?
Znów? To jednak nie takie straszne, pomyślała, być dwiema,
trzema, kilkunastoma istotami naraz. Lustrzane odbicie jej twarzy
obdarowało ją pogodnym uśmiechem. Wiedziała, że nigdy nie będzie
już sama. Jeszcze urośnie, zobaczycie.
wypadałoby coś napisać
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
"Coś" wypadałoby napisać... Tak, być może wypadałoby...
UsuńPrzecież to jasne! :)
OdpowiedzUsuńNależysz do Klanu Papierowych Kulek. Wiele z nich ma Kopie Zapasowe, które odwalają czarną robotę przed mikrofonem, żeby można było zostać w domu, posiedzieć na parapecie i poobserwować świat z bezpiecznego miejsca...:)
Widzę to rośnięcie tutaj i tam niżej...:)
Klan Papierowych Kulek powiadasz? Ładnie nazwane. I wiele wyjaśnia;) Dzięki Emmo, również za to, że jakieś minimalne wzrastanie u mnie dostrzegasz. Może i mnie się uda?
Usuńw końcu poczytałem sobie trochę "lusterek" i widzę, że jesteś spod znaku osobowości "ciemnej równi pochyłej" ;), wyczytałem także, iż: piszesz, ale masz marzenia: tworzyć. nie wiem, czy to, co w tym poście - zdarzyło się naprawdę, ale to jest jak dla mnie ciekawe miejsce.
OdpowiedzUsuń...więc już napisałem :)
Zdarzyło się, owszem. Właściwie niedawno. I do tej pory odbija mi się mentalną czkawką. Więc już napisałeś... prawda to, wszystko prawda, prócz literackich interpretacji i zwykłych kłamstw ;) Dzięki za poczytanie. Pozdrawiam.
UsuńWłasnie Ci się udaje :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie wiem. Właśnie trudno mi to ocenić. Ale już sam fakt zastanawiania się... ;)
Usuń