Gdy nastaną nocne chłody, strachy wyczołgają się z zatęchłych zakamarków,
piwnic, poddaszy, spiżarni, i podejdą pod gardło, by ścisnąć je lękiem, który
nie ma końca, bo i jego początek narodził się w nieokreśloności.
Ogień świecy
mami groźne potwory, słychać trzepot ich skrzydeł i nie sposób nazwać tego
tańca rozchichotanych widziadeł, cieni – tych pełznących po ścianie larw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz