I wiem już, że uczynię znów
ten sam gest. Położę się na wilgotnej ziemi, wniknę w jej skórę pokrytą
milionem bruzd i kraterów, a ona wniknie w moją. Rozłożę ramiona i nogi by
przypominały krzyż, symbol dobrowolnej ofiary, i tak będę czekać, nieruchomo i ufnie,
aż niebo, całe wypełnione tym wzrokiem, napęcznieje od żądzy posiadania,
spadnie na mnie nawałnicą grzmotów lub łagodną bryzą wieczornej mgły.
Liczę tak
długie minuty, mnożą się jak te ziarna piasku pode mną. I sama też noszę w
sobie takie ziarno. Plenię się i rozrastam pod gorącym okiem złotego słońca,
które widzi mnie tutaj, wszędzie, zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz