a tymczasem naciągam bólem strunę
czasu teraźniejszego
od szyi i ramion po krańce bosych stóp
zmarzniętych
zatwardziałość realiów przeraża i
unosi bezwładnym potokiem
przemierza godziny posuchy i miejsc
opuszczonych wczoraj
wciąż wierząc że bycie tu i teraz
jest dobrą formą istnienia
a tymczasem przytłacza mnie pusta
butelka i brak marzeń spełnionych za życia
rozsadza od środka groźba ucieczki od
siebie
jednakowo pojedynczej i ociekającej
chłodem
niby jeszcze nic nie rozeszło się w
palcach
nie targnęło na jasność i osnowę
sumienia
a już nie ma tych rąk i obietnic
stania w drzwiach prowadzących stąd
donikąd
bezpowrotnie
a tymczasem zanurzam się w chwili na
opak
i gorąco mi znów i soczyście
jakoś tak bokiem choć w środku samej
siebie
od świtu
umacniam swe pozycje tęsknotą i
lękiem znajomym
coś ucieka, coś krąży wokół lampy
wyblakłej
może zostanie ze mną, lub zatoczy się
równo
spadając na głowę łachmanem
powolnym
oderwie się od konieczności konania
po prostu
odkroi dwie kromki stołu koślawego
wyda jęk głuchy
zaniechany ponoć
już nie ma tych rąk i obietnic
OdpowiedzUsuństania w drzwiach prowadzących stąd donikąd
Nigdy nie ma, nie ma żadnego "donikąd", póki nie przekroczy się progu swojego domu.
To prawda, wtedy jest tylko "TU" i błądzenie w przestrzeniach jedynie własnych myśli. Tak jak powyżej.
Usuń