Niedoprawiona ryba wciąż skwierczała na patelni,
którą nikt się nie zajmował. W pomieszczeniu kuchennym brak było czyjejś
obecności. Muchy i komary opanowały tę przestrzeń, wypełniając swym irytującym
brzęczeniem cztery, poplamione starym tłuszczem, ściany. Lep, przyczepiony do
krzywej framugi okna, pełen był ich wysuszonych, pokurczonych w przedśmiertnych
spazmach, ciał. Widok ten stanowił apetyczne zestawienie ze świeżym pieczywem,
które położone na maleńkim stoliku, wystawało z papierowej torebki, reklamującej
najlepszą w mieście piekarnię. Gdzieś pośród wszystkich przedmiotów – tanich
garnków z cienkiej blachy, wyszczerbionych filiżanek, nieopróżnionej
popielniczki, skupiającej troskliwie pogniecione pety, tekturowych podstawek
barowych, coś porzucono z pewnością. Jakąś zastygłą chwilę, pełną udręczeń i
momentalnego napięcia, być może krzyku. Coś się nie zgadzało, mimo iż, w tej
plątaninie faktur pozornie było miejsce na wszystko. Może właśnie tu leżał
sens, to waśnie stanowiło meritum tej przypadkowej lokalizacji. Ponoć logika
nieporządku rządzi się swoimi prawami, również matematycznymi. Jeśli zagubisz
coś pośród morza czegoś innego, zdaj się po prostu na swój wewnętrzny kompas.
Dokonaj cudu, porzuć nadzieję, zapodziej się jak wszystko inne, a odnajdziesz
to, co może będzie czymś odmiennym od tego pierwszego, ale w swoim czasie z
pewnością zrozumiesz różnicę, jeśli w ogóle takowa istnieje.
Zadzwonił telefon – mały wstrząs obruszał zawiasy
wszystkich szafek. Raz i raz, sygnał rozchodził się falami. Nie ma, nie ma jej
przecież, nieruchome przedmioty gotowe są przypominać jedynie siebie, więc
milczą zawzięcie, że jej nie ma, nie ma. Rozpłynęła się we własnej monotonii, w
tym dniu, który był taki jak wszystkie poprzednie, niepodobny do niczego, a
taki sam jak nic. Nie ma, nie ma, osłabła, a nuż życie z niej uszło kiedy myła
naczynia, upadła na podłogę haftowaną kwadratowymi kafelkami, przyłożyła do
niej ucho, posłuchała jej naglącego szeptu, wtopiła się w ceramiczne spoiwo. W
nagłym odruchu istnienia poszła szukać samej siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz