Znów w półśnie, półprawdzie, półświadomości idę gdzieś, zmierzam do. Jestem sobą, opatulona w beżowy sweter i lekki szal, z ciemnymi okularami podtrzymującymi włosy. A pod półfryzurą, bo tylko szybki kucyk mi wyszedł i poszedł, wieczne zdziwienie, to samo, co zawsze oderwanie, choć na tę półchwilę, półwrażenie, że pod tą materią, pod widocznością cielesną, kłębi się kolejny wszechświat łagodnej mocy, która wcale nie potrzebuje manifestacji, bo zna swoją nieprzeliczalną na nic innego wartość. Gdyby tak zawsze o tym pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz