wtorek, 4 sierpnia 2020

Monument niezdecydowania


Myśli własne pierzchły, skapitulowały pod ciężarem obcych miejsc, ludzi uczuć i znajomej tęsknoty. Za dużo dziś czasu na analizowanie spraw, które wyblakły, odeszły w przeszłość, a jednak, gdy skupiam na nich wzrok, nadal potrafią wzruszyć i przyćmić dzień bieżący. Ot, sentymentalizm.

Strach. Ogromny i przytłaczający, ciągle obecny, minuta po minucie. Lęk, że nie do końca panuję nad tym, co się dzieje, choć wszystko przecież zaplanowałam i zrealizowałam punkt po punkcie. A jednak co innego chcieć, co innego to dostać, prawda? Na wiele rzeczy nie potrafimy się przygotować, ale nie sposób stać w miejscu przez wieczność, jak wielki monument niezdecydowania.

Dlaczego nie umiem się cieszyć? Dlaczego każda chwila to udręka? Gdy miałam mniej, chyba bardziej byłam, istniałam. Teraz maleję, kurczę się w sobie i nikomu nie śmiem o tym powiedzieć, bo nie wolno, bo nie wypada, więc sza.

Za oknem szemrze deszcz, jego krople wędrują po szybie znacząc nikły ślad, po czym znikają na parapecie. Tak po prostu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz