Jeszcze raz zagubiłam się we śnie. Błądziłam po mokrych ulicach nieznanych miast, przestrzeni obcej i trochę wrogiej. Był lekki niepokój, ale nie lęk. Przecież wiedziałam, odczuwałam podskórnie, że wszystko dzieje się po coś. Powód zawsze jest ten sam - poszukiwanie - cel sam w sobie, próby odnalezienia "tego czegoś", niezidentyfikowanego, niewiadomego, przeczuwanego tylko. A tak naprawdę - siebie samej. Skrzyżowania dróg wprowadzały w świat wieloznaczności, jednak ta podzielona płaszczyzna ukrywała sens, spajała każdy najmniejszy element.
Musiałam się wreszcie obudzić, żaden sen nie trwa wiecznie. Podróż trwa dalej, a jakże. Szkoda tylko, że rzeczywistość odbiera mi to poczucie sensu. Sens nadal wydaje się zbyt ulotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz