czwartek, 8 marca 2012

Definicja kobiecości


Jestem kobietą. Ciało mam rzeźbione twoimi oczami, zachwytami, rojeniami. Żadna fałdka nie okroi mojej urody. Usta mam nabrzmiałe, obejmują mój język i twój... Zlizują krople żądzy, przekraczania wpływów księżyca i łaskotki rzęs muskających wnętrze cienia.

Jestem kobietą, ramiona mam długie, wiotkie, odtąd dotąd, przestrzeń wątłych iluzji, teren zaprzeczania, wtłaczania, rozbawiony sobą zamysł natury, żeby czasem, żeby może, nie pomylić, zrównać, ochronić.

Jestem kobietą, czasem mam podarte pończochy i stargane włosy, myśli nieuczesane, wprost z poezji awangardowej, wprost z natchnienia dotykiem, wstrzymaniem akcji serca, raptownym skokiem w dół. I odbiciem od oczywistej konieczności, że trzeba wstać i iść po bułki na śniadanie i może jeszcze gazetę. Nic prostszego.



Jestem sobą, całowana, obklejana woalką jednorazowych uczuć, do jutra, do kiedyś, nie marznę, ale pamiętam o chłodzie. Rozkładam się na półkach, tu kawałek, tam kawałek, cząstka duszy rozdmuchuje absurd trwania w ekstazie, rozniecam temperaturę pokojową, szalka opada, jedna, potem druga, następuje unieważnienie tak nagle rozbestwionego potoku ważnych spraw. Niespiesznie popychasz mnie naprzód, tuż przed twym brzuchem, rozchadzam swe małe stopy, jednonutki, na akord, na wybrzmienie słów, które wypadają ci spod języka wprost na moją pierś nieskalaną, wyją.
Jestem poruszona, przestawiona z kąta w kąt, białą kością połamana na kole, na zakręcie, pominięta przez nadjeżdżający świt, zapadnięta w pamięć, która nie chciała mnie znać, nie zadzwoniła, była pijana albo tylko lekko rozwłóczona, nadszarpnięta, zasapana obok drugiej. Nic to. Mam jeszcze kilka wolnych palców, jeszcze parę nerwów do obezwładniania. Mam szczyptę własnych lęków, dopieszczanych nocą, pocałunkami, wyciszeniami jęków winylowej płyty.

Czasami jestem kobietą fatalną. Tyle planów na dzień, a ja wkładam buty i idę do ciebie, zapominam, że nie mieszkasz przy tej ulicy, tylko dalej, znów dalej, nie wiem czy dojdę, czy nie zatoczę koła, by opaść z sił, upaść do twych kolan i płakać, czemu znów jesteś daleko i dalej? Czemu?
Może już nigdy więcej do ciebie nie zadzwonię, może popłynę dalej, obok mostów zwodzonych wydam na świat kilka monet ze słowami starych piosenek, a potem zanurzę ręce w brudnej wodzie i odbiję się czkawką zapominania, że jeszcze wczoraj, że byłeś...Pamiętaj, jestem zdeklarowaną kobietą. Pamiętaj.

2 komentarze:

  1. Popłynęłam na falach Twoich słów. Ich się nie komentuje, z nimi się pływa albo od razu wychodzi na brzeg.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami muszę sobie o tym przypominać... Dobrze, że to tylko słowa... słowa... czyżby?

    OdpowiedzUsuń